Od pogrzebu KT minął tydzień. Dalej nikt nie może się z tym pogodzić. Patricia od tego czasu nie wyszła z pokoju. Strasznie się o nią martwię. Już kilka razy chciałem z nią pogadać , ale za każdym razem Joy stawała mi na drodze.
Żałuję tego co powiedziałem. Nie zależało mi tylko na sexie, zależało mi na Patrici, na jej osobie. Wtedy gdy wypowiedziałem te słowa byłem zdenerwowany, ale wiem że to mnie nie usprawiedliwia. Jesteśmy razem już długo , ale nie ma takiego miesiąca w którym byśmy się nie pokłócili.
Jednak związek bez problemów to nie związek.
Mimo żałobnej atmosfery , każdy powoli próbował wrócić do rzeczywistości.
Siedziałem w pokoju bez celu. Nie miałem co ze sobą zrobić. Zrozumiałem że moje życie bez Patrici było by nijakie, takie szare bez sensu. W jednej minucie do pokoju wpadł poddenerwowany Fabian.
- Co jest ? - spytałem.
Nic nie powiedział tylko rzucił na mnie spojrzenie.
- Okej , nie chcesz to nie mów. - poddałem się.
- Joy od tygodnia mnie unika- powiedział. - A najgorsze jest to że nie mam najmniejszego pojęcia o co może jej chodzić. - rzucił się na łóżko.
" Hmm nie jestem sam " - pomyślałem.
- Właśnie mi się coś przypomniało. - nagle mnie oświeciło. - Tydzień temu Joy weszła do pokoju gdzie byłem z Pat, była bardzo zdziwiona jak mnie zobaczyła. Mówiła coś że mieliśmy się spotkać.
- O nie ! - zerwał się z łóżka - Stary miałeś mnie kryć! Przecież ci napisałem- krzyczał.
- No to chyba pomeliłeś numery , bo ja nic nie dostałem- warknąłem.
Przyjaciel nic już nie powiedział tylko szybkim krokiem wypadł z pokoju.
Nie chciałem tak siedzieć sam. Wyszłem do salonu bo tam zawsze ktoś jest.
No i nie myliłem się. Była tam Mara i Jerome.
- Co robicie? - spytałem i usiadłem obok.
- Nic. Tak tylko rozmawiamy. - powiedziała Mara.
Przytulona była do Jeroma. Widziałem jak wspierał ją w tym trudnym czasie. I poczułem złość , złość na samego siebie. Dlaczego jak idiota słuchałem Joy? Dlaczego nie ma mnie przy Patrici , teraz kiedy powinienem. Nie zastanawiałem się dłużej tylko do niej poszłem. Nie obchodziła mnie już Joy.
Zapukałem.
- Proszę- usłyszałem cichy głos Patrici. Zajrzałem do środka. Na szczęście była sama. Leżała pod kołdrą, odwrócona w strone ściany. Bez słowa podeszłem i ją przytuliłem. Nie protestowała, tylko jeszcze mocniej mnie objęła.
- Przepraszam - szeptałem jej do ucha. - Naprawdę bardzo mocno cię przepraszam.
Odwróciła się do mnie. Jej oczy były pełne łez.
- Wiesz że cię kocham. - spojrzałem na nią i pocałowałem. - Kocham cię tak mocno jak człowiek tylko może kochać.
Przytuliła się i mówiła przez płacz:
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.
Mi tez tego brakowało. Źle zrobiłem że nie przyszyłem do niej wcześniej. Ąle jeszcze jej to wynagrodzę. Teraz musi czuć że ma we mnie wsparcie.
Oczami Patrici.
Eddie nareszcie do mnie przyszedł. Przeprosił i pocieszył. Nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego , ale nie chciałam o tym teraz myśleć. Najważniejsze było to że siedział obok mnie , przytulił , pocałował. Wiem ze Joy zabraniała mu się ze mną widzieć , ale nie mam jej tego za złe. Martwiła się o mnie.
Siedziałam tak z moim chłopakiem w objęciach. Czułam jego bliskość , czułam bicie jego serca. Było mi tak dobrze.
Zapomniałam przez chwilę o problemach które nas otaczały....
------------------------------
Dzisiaj tak na szybko. Wiem że nie jest to fajne , ale postaram się dodac lepszę.
Dziękuję że komentujecie moje wpisy. To wasze komentarze dają mi motywację do dalszego pisania.
Jeszcze raz przepraszam za rozdział i postaram się nie długo dodać dłuższy i lepszy :D
Genialny. Czekam na next
OdpowiedzUsuńSuperrrrr.
OdpowiedzUsuńsuper ;D
OdpowiedzUsuńsuperaśny<3
OdpowiedzUsuńgenialny <333
OdpowiedzUsuńPeddie się pogodziło ;*
czekam na next ;***
love peddie a rozdział super
OdpowiedzUsuń